Aktualności wróć do listy
17.02.2018

Bogdan Kisiel - wywiad cz.1

Rozmawiam dziś ze świetnym kompozytorem, aranżerem, muzykiem, instrumentalistą oraz realizatorem nagrań, który ma na koncie współpracę w wieloma Artystami polskiej sceny muzycznej. Jego nazwisko z pewnością nie jest obce dla każdego fana tzw. Śląskiej Sceny Muzycznej – Bogdan Kisiel.
Na początek Bogdan Kisiel opowiedział Śląskim Przebojom o początkach swojej kariery muzycznej, występach z czołowymi Artystami Polskiej Sceny, współpracy z Teatrem, jak też o tym, czy istnieje recepta na przebój.
  • Jest Pan świetnym muzykiem, instrumentalistą, kompozytorem i aranżerem oraz realizatorem nagrań. W której roli czuje się Pan najlepiej?
We wszystkich z tych ról czuję się dobrze. Czuję satysfakcję i frajdę, gdy uda mi się coś sensownego skomponować lub zaaranżować. Obecnie nie jestem już instrumentalistą, więc tutaj już satysfakcji nie mam. Postanowiłem się poświęcić innej gałęzi działalności muzycznej.
  • Z muzyką związany jest Pan od wielu lat, studiował Pan na Akademii Muzycznej w Katowicach… A jak właściwie zaczęła się Pana przygoda z muzyką?
Podobnie, jak u wielu muzyków z mojego pokolenia – w okresie eksplozji muzyki rockowej: Led Zeppelin, Deep Purple, Jimmy Hendrix. To były te wczesne inspiracje, które zaprowadziły mnie do szkół muzycznych.
Moim pierwszym instrumentem był fortepian, potem gitara, potem gitara basowa – sam zrobiłem ją w szkole. To był wstęp do nauki gry na kontrabasie, gdyż z wykształcenia jestem kontrabasistą.
  • Ma Pan na koncie co najmniej kilkaset kompozycji dla Artystów związanych ze Śląską Sceną muzyczną, nie wspominając już o aranżacjach ich utworów… Jednocześnie ma Pan na koncie muzykę do wielu przedstawień. Może opowie Pan coś na ten temat?
To dla mnie bardzo prestiżowy epizod. Miałem okazję skomponować muzykę do kilku spektakli Teatru Nowego w Zabrzu. Zrobiłem to na prośbę Aktora, Reżysera, Dyrektora Artystycznego Teatru – Zbigniewa Stryja. Były to przedstawienia: Modliszka, Plastusiowy pamiętnik, Idziemy po skarb oraz Zaręczyny w reżyserii Marcina Sławińskiego. To nowe doświadczenie, bardzo dobrze współpracowało mi się z Reżyserem, który  obrazowo potrafił przedstawić mi w jaki sposób wyobraża sobie ilustrację muzyczną do spektaklu – czy to Jego reżyserii, czy też innych reżyserów. To raczej przygoda, niż główny nurt moich zainteresowań muzycznych.
Jedną ze sztuk była bajka dla dzieci – przygotowałem 12 piosenek dla dzieci. Według relacji z Teatru, sztuka jest grana do dzisiaj, a dzieci za każdym razem szaleją. Została wydana płyta z muzyką z przedstawienia i ma powodzenie. Bardzo się cieszę, że trafiłem w gusta dzieci.
  • Miał Pan okazję współpracować też z wieloma Artystami z ogólnopolskiej sceny – był Pan np. basistą w Zespole Urszuli Sipińskiej…
Po okresie studiów na Akademii Muzycznej zostałem zaangażowany jako basista do Zespołu Urszuli Sipińskiej. W późnych latach 70’ i 80’ to była jedna z czołowych piosenkarek. Wolę to dodać, gdyż młodsi Czytelnicy mogą nie kojarzyć. W tym czasie Urszula Sipińska i Maryla Rodowicz były czołowymi Artystkami, ale Urszula wycofała się i zajęła swoim drugim zawodem, czyli architekturą wnętrz. W tym okresie, w którym grałem – przez około 2 lata, miałem okazję grać w dwóch składach Zespołu. Później współpracowałem z Piotrem Janczerskim i Bractwem Kurkowym. To w latach 80’ to była znacząca grupa. Piotr Janczerski jest bardzo zasłużoną postacią dla polskiej muzyki rozrywkowej. Współpracowałem też z Irkiem Dudkiem – przez wiele lat w różnych składach. W ostatnich latach ta współpraca odbiła się fajnym epizodem – zostałem zaproszony przez Irka do oceny młodych bluesowych Zespołów, które występują na małej Scenie podczas Rawa Blues Festival. Dwa razy byłem członkiem jury, raz byłem przewodniczącym. Blues był mi bliski – w czasach szkolnych grywałem w katowickich klubach, głównie studenckich, występowałem w różnych składach bluesowych, które tworzyły się ad hoc. Wtedy to było granie jeszcze bez profesjonalnych ambicji. Blues był wtedy bardzo popularny na Śląsku, zresztą – jest do dzisiaj. Ja byłem jedną z osób, które wtedy, w latach 70’ grały bluesa.
Później – po zakończeniu współpracy z tymi Artystami – wyjeżdżałem na kontrakty długoterminowe za granicę. Grałem przez kilka lat w Norwegii, w Finlandii – generalnie przez kilka lat w Skandynawii.
  • Obecnie zajmuje się Pan komponowaniem i aranżowaniem. Dlaczego zdecydował się Pan akurat na taką działalność? – to ciężka, odpowiedzialna, bardzo ważna, ale niestety często bardzo niedoceniana praca… Wielu odbiorców muzyki często przecież nawet nie zwraca uwagi na kompozytora (i innych Twórców), ale całość utworu utożsamia z Wykonawcą…
Przyczyny były prozaiczne. Grając za granicą w pewnym momencie zacząłem zastanawiać się co dalej. Pojawiało się wielu nowych basistów i mogło dojść do sytuacji, że basista w średnim wieku już nie byłby potrzebny. Pojawiają się nowe pokolenia, są nowe trendy, zawiązują się nowe przyjaźnie – mówiąc wprost obawiałem się, że może przyjść moment (który dotknął wielu basistów – i to świetnych), w którym nie będę miał zbyt wielu propozycji współpracy.
Wykorzystałem okazję, kiedy jedna z Osób, które ze mną współpracowały – Bernard Sołtysik zaproponował mi pracę w studio nagrań.
Bernard Sołtysik był impresario, muzykiem, twórcą Zespołu Pro Contra (bardzo znany Zespół), jak też menagerem i kompozytorem dla Piosenkarki Gaygi.
Bernard zaproponował mi pracę w studiu nagrań, w którym był dyrektorem artystycznym. Była to Firma Fonograficzna Laser Sound. Sam w tym czasie grałem w pięciu zespołach –  z zespołem Gaygi, w zespole country, miałem również własną grupę rockową oraz  współpracowałem w innych projektach. Praca w studiu mnie wciągnęła, sprawdziłem się i zacząłem krok po kroku zdobywać wiedzę na temat nowych specjalizacji, więc stopniowo zacząłem rezygnować z grania. W tym miejscu muszę wspomnieć nazwisko Mietka Feleckiego. Mietek Felecki to znakomity producent i realizator nagrań, który zdobywał swój kunszt producencki w Londynie w jednej z najlepszych szkół dla realizatorów nagrań – SAE Institute i pracował w londyńskich studiach nagrań. Był również realizatorem we wspomnianym studiu nagrań – to od Niego bardzo wiele się nauczyłem. Zarówno w kwestii realizacji jak też miksowania czy patentów stosowanych przy tworzeniu nagrań.
Sam zauważyłem, że podczas prób z różnymi wykonawcami miałem coś do powiedzenia. Postanowiłem więc spróbować, czy dam radę jako aranżer. Udało się.
Z gitary basowej przesiadłem się więc za konsoletę mikserską i komputer, który w wielu przypadkach zastępuje sztab muzyków.  Realizuję się w muzyce, ale w trochę inny sposób. Nadal robię to, co jest moją pasją, ale nie grając na basie i uczestnicząc w próbach i koncertach, ale robiąc muzykę samodzielnie przy komputerze. Jeśli to się komuś podoba, tym bardziej jest to dla mnie satysfakcjonujące.
  • Jak już wspomnieliśmy, miał Pan okazję współpracować z większością Artystów Śląskiej Sceny, a bardzo wiele Pana kompozycji stało się wielkimi przebojami. Czy ma Pan jakiś przepis na przebój?
Nie ma przepisu. Funkcjonuje powiedzenie, że nie ma przepisu na przebój. Musimy zawężyć temat do muzyki, którą na swój użytek nazywam muzyką „heimatową” – czyli muzyki popularnej z silnymi wpływami popularnej muzyki niemieckiej, która cieszy się tutaj ogromną popularnością. Gdybym powiedział, że refren musi komunikatywny i prosty, by ludzie od razu go zapamiętali, zaraz nasuwa mi się przebój zespołu Journey – Don’t Stop Believing, który jest światowym hitem, a refren zdecydowanie taki nie jest. [śmiech]
Oczywiście piosenka musi spełniać pewne warunki. Pierwszym z nich jest forma, która sprawdziła się przez pokolenia muzyków i słuchaczy – musi być zwrotka, refren, kolejna zwrotka i refren, tzw. bridge i powtórzony refren, ewentualnie modulacja. Refren powinien być prosty, ale nie prostacki, łatwy do zapamiętania i oczywiście w miarę oryginalny, czyli nie przypominający utworów, które są już znane. Niestety to nagminna praktyka we współczesnej muzyce, że powstają utwory „inspirowane” innymi piosenkami, co po prostu ociera się o plagiat, złodziejstwo. Jeśli coś jest oryginalne, kreatywne, nawet w takiej bardzo komercyjnej działce muzycznej – zawsze można coś nowego zaproponować i zainteresować tym, choćby z uwagi na to, że jest troszkę inne. Oczywiście ważny jest też tekst – pozbawiony elementów grafomani, ale też nie przefilozofowany. Prosty, zwyczajny, ale też niebanalny. W takiej sytuacji jest szansa, że piosenka zaistnieje na nieco dłużej. Bo przeboje to piszą Bee Gees ABBA czy też Beatles … [śmiech]

Wkrótce dalszy ciąg wywiadu
Kto fajruje w kwietniu?
Kto fajruje w kwietniu?
Śląski Gwiazdozbiór
Śląski Gwiazdozbiór
Słowniczek: z naszego na polski i z polskiego na nasze
Słowniczek: z naszego na polski i z polskiego na nasze

Lista przebojów

1.
Dawid JaniakNie przestanę kochać Ciebie
2.
Paweł GołeckiGóralski zew
3.
Edek DworniczekOdyseja do gwiazd
4.
Damian HoleckiCanto Della Terra
5.
Alpina ShowMoja Lady
6.
Ryszard SawickiOstatni wakacyjny dzień
7.
StachLusia
8.
Izabela FojcikNa zawsze Ty i ja
9.
Proskauer EchoPrzyjmij dziś te czerwone róże
10.
Michalina Starosta i Marcin JanotaWróć do mnie Kochany
11.
Stiff CapellaBo mi dobrze tu
12.
Golden MixTańczę dla Ciebie
13.
Edek SikoraNiebieskie łąki
14.
Kamil Roch Karolczuk, Joanna WojtaszewskaNinon, ach uśmiechnij się
15.
AlinaNic na siłę