04.10.2019
Nasze dziecko w miejscach publicznych
Czy nasz maluch w miejscach publicznych musi zawsze zachowywać się, jak podczas najlepszej zabawy w przedszkolu, czy naprawdę nie może usiedzieć godziny w jednym miejscu i musi koniecznie przeszkadzać innym? Obserwując zachowanie wielu dzieci (często już nie tak małych) w miejscach publicznych, możemy dojść do wniosku, iż to niestety norma…
Jeszcze 20-30 lat temu krzyczące i roześmiane dziecko biegające wokół kościoła (no bo przecież nie w jego wnętrzu) podczas mszy, czy po prostu szampańsko bawiące się na urzędowym korytarzu było po prostu zjawiskiem niewyobrażalnym. Dziś – cóż, wielu z nas cieszy się, że cieci w tych miejscach w ferworze zabawy nie wskakują nam np. na kolana…
Jak mawiają, czy skorupka za młodu, tym na starość trąci. Tym samym oczywistym faktem jest, że dziecko powinno od małego towarzyszyć nam w miarę możliwości podczas wizyt w ważnych dla nas miejscach – jako choćby urząd, kościół czy cmentarz. Problem w tym, że już od najmłodszych lat, dziecko powinno też uczyć się szacunku dla danego miejsca oraz innych ludzi. Mówiąc wprost – maluch powinien wiedzieć, co mu „wypada robić, a czego nie wypada”. W przeciwnym razie powinien spotkać się z naszą natychmiastową reakcją.
Idąc z dzieckiem w miejsce publiczne, wykażmy się odrobiną tolerancji i wyrozumiałości dla innych – postawmy się na miejscu innych osób, które przebywają w danym miejscu, chcą się skupić, są zajęte jakąś pilną sprawą, bądź są chorzy. A tu nagle nasze dziecko zaczyna wokół nich biegać, skakać, krzyczeć, kilkanaście razy wbiegać i zbiegać ze schodów, bawić się autkiem (oczywiście koniecznie imitując dźwięki i rzucając zabawką – przy okazji poszturchując przypadkowe osoby w najlepsze). Niedawno sama miałam okazję z lekkim zaskoczeniem obserwować 7-latka (pod opieką rodziców), który w najlepsze podczas niedzielnej mszy świętej siedział na przykościelnym skalniaku, grzebiąc w ziemi gołymi rękami i od czasu do czasu zrzucając z niego mniejsze kamienie. Oczywiście rodzice totalnie nie reagowali na zachowanie swej pociechy (cóż – co za ulga – dziecko mogło mieć 15 lat i rzucać w najlepsze kilkukilogramowymi kamieniami…). Inny przykład? Również kościół – tym razem wnętrze… około 4-letnia dziewczynka przez całą mszę najpierw w najlepsze rzucała niewielką piłką, a gdy w końcu rodzice raczyli jej ją odebrać, dziewczynka zaczęła się tarzać, kręcić, wykonywać przewroty na posadzce, podśpiewując przy tym i chichocząc…
Bezstresowe wychowanie, bezstresowym wychowaniem – ale chyba są pewne granice, których ani my (jako rodzice, dziadkowie czy opiekunowie), ani nasza pociecha przekraczać nie powinna.
Jak mawiają, czy skorupka za młodu, tym na starość trąci. Tym samym oczywistym faktem jest, że dziecko powinno od małego towarzyszyć nam w miarę możliwości podczas wizyt w ważnych dla nas miejscach – jako choćby urząd, kościół czy cmentarz. Problem w tym, że już od najmłodszych lat, dziecko powinno też uczyć się szacunku dla danego miejsca oraz innych ludzi. Mówiąc wprost – maluch powinien wiedzieć, co mu „wypada robić, a czego nie wypada”. W przeciwnym razie powinien spotkać się z naszą natychmiastową reakcją.
Idąc z dzieckiem w miejsce publiczne, wykażmy się odrobiną tolerancji i wyrozumiałości dla innych – postawmy się na miejscu innych osób, które przebywają w danym miejscu, chcą się skupić, są zajęte jakąś pilną sprawą, bądź są chorzy. A tu nagle nasze dziecko zaczyna wokół nich biegać, skakać, krzyczeć, kilkanaście razy wbiegać i zbiegać ze schodów, bawić się autkiem (oczywiście koniecznie imitując dźwięki i rzucając zabawką – przy okazji poszturchując przypadkowe osoby w najlepsze). Niedawno sama miałam okazję z lekkim zaskoczeniem obserwować 7-latka (pod opieką rodziców), który w najlepsze podczas niedzielnej mszy świętej siedział na przykościelnym skalniaku, grzebiąc w ziemi gołymi rękami i od czasu do czasu zrzucając z niego mniejsze kamienie. Oczywiście rodzice totalnie nie reagowali na zachowanie swej pociechy (cóż – co za ulga – dziecko mogło mieć 15 lat i rzucać w najlepsze kilkukilogramowymi kamieniami…). Inny przykład? Również kościół – tym razem wnętrze… około 4-letnia dziewczynka przez całą mszę najpierw w najlepsze rzucała niewielką piłką, a gdy w końcu rodzice raczyli jej ją odebrać, dziewczynka zaczęła się tarzać, kręcić, wykonywać przewroty na posadzce, podśpiewując przy tym i chichocząc…
Bezstresowe wychowanie, bezstresowym wychowaniem – ale chyba są pewne granice, których ani my (jako rodzice, dziadkowie czy opiekunowie), ani nasza pociecha przekraczać nie powinna.