21.04.2019
Święta Wielkanocne u Bernadety Kowalskiej
O Wielkanocy dawniej i dziś, jak też przygotowaniach do Świąt i niezapomnianych chwilach opowiedziała Śląskim Przebojom Bernadeta Kowalska.
Bernadeta Kowalska
Tradycyjnie od dobrych kilku lat Święta Wielkanocne spędzam w domu. Jak każda mama i gospodyni domowa przed Świętami pracy mam dużo. Przygotowuje się różne potrawy, wcześniej piecze się mięsa, robimy różne malowane, faszerowane jajka.
W Święta Wielkanocne pojawiają się też jednak wspomnienia tych Świąt, kiedy moje Dzieci były jeszcze małe. Bardzo mocno obchodziliśmy wtedy tradycję lanego poniedziałku. Wiem, że teraz już tego nie ma i się to nie może zdarzyć, ale wtedy przychodził do nas taki Pan po mleko. W tych czasach moja Teściowa, do której mówię Mutter, miała wtedy jeszcze krowę. Ten Pan, który przychodził po mleko, stanął na dole, pukając do drzwi, a ja z rozmachem wylałam na niego wtedy wiaderko wody. Nie zapomnę tego – On tak spojrzał na mnie i powiedział „jo przyszedł w nowym prochowcu prosto z kościoła”. Zawsze mi się chce śmiać, gdy to sobie przypominam.
Gdy moje Dzieci dorastały, ten lany poniedziałek był u nas bardzo mokry. Do takiego stopnia, że gdy wody już było za dużo, to Teść szedł i zakręcał wodę. To był znak, że trzeba skończyć. W obecne Święta przypominam sobie właśnie te momenty. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś takie rzeczy się działy, bo teraz każde z moich Dzieci ma już swoje Dzieciątko, każdy z nich jest poważny, ale cicho sobie marzę, że gdy moje Wnuczęta podrosną, będzie działo się to samo. I tego sobie życzmy – takiej radości w Wielkanoc, tradycji. Uczmy nasze dzieci o tradycjach, opowiadajmy naszym wnukom o nich. Niech każda rodzina ma taką swoją tradycję, by o tym nie zapominać. Niech ona jest razem z nami, bo wtedy życie jest bogatsze i ładniejsze oraz weselsze.
W Święta Wielkanocne pojawiają się też jednak wspomnienia tych Świąt, kiedy moje Dzieci były jeszcze małe. Bardzo mocno obchodziliśmy wtedy tradycję lanego poniedziałku. Wiem, że teraz już tego nie ma i się to nie może zdarzyć, ale wtedy przychodził do nas taki Pan po mleko. W tych czasach moja Teściowa, do której mówię Mutter, miała wtedy jeszcze krowę. Ten Pan, który przychodził po mleko, stanął na dole, pukając do drzwi, a ja z rozmachem wylałam na niego wtedy wiaderko wody. Nie zapomnę tego – On tak spojrzał na mnie i powiedział „jo przyszedł w nowym prochowcu prosto z kościoła”. Zawsze mi się chce śmiać, gdy to sobie przypominam.
Gdy moje Dzieci dorastały, ten lany poniedziałek był u nas bardzo mokry. Do takiego stopnia, że gdy wody już było za dużo, to Teść szedł i zakręcał wodę. To był znak, że trzeba skończyć. W obecne Święta przypominam sobie właśnie te momenty. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś takie rzeczy się działy, bo teraz każde z moich Dzieci ma już swoje Dzieciątko, każdy z nich jest poważny, ale cicho sobie marzę, że gdy moje Wnuczęta podrosną, będzie działo się to samo. I tego sobie życzmy – takiej radości w Wielkanoc, tradycji. Uczmy nasze dzieci o tradycjach, opowiadajmy naszym wnukom o nich. Niech każda rodzina ma taką swoją tradycję, by o tym nie zapominać. Niech ona jest razem z nami, bo wtedy życie jest bogatsze i ładniejsze oraz weselsze.