02.04.2021
Wielkanoc u Klaudii i Henryka z Proskauer Echo
Święta Wielkanocne to wyjątkowy czas, wiążący się z licznymi tradycjami i zwyczajami, które niestety stopniowo zanikają. O właśnie takich tradycjach opowiedzieli Śląskim Przebojom Klaudia i Henryk z Zespołu Proskauer Echo.
Proskauer Echo
K., H.: Jakie magiczne słowo! Wielki! Lubiliśmy opowieści naszych ołmów (babć). Jak to kiedyś było…. Pamiętamy z dzieciństwa w Niedzielę Palmową, kiedy wróciło się z kościoła z poświęconymi palmami, ołma zjadała jeden „kiciek” aby uchronić się przed bólem gardła, a z kilku palm robiła krzyżyki. Jeden umieszczała w kuchni przy świętym obrazku – by dom omijały pożary i burze. Drugi stawiała w ogródku, by wszystko rosło, by nie zalęgało się żadne robactwo. Reszta stała w wazonie i była ozdobą świątecznego stołu. Sąsiedzi mieli gospodarstwo – to zanosili te krzyżyki na swoje pola. W Niedzielę Palmową braliśmy udział w Misterium Męki Pańskiej. Heniek zawsze grał rolę Jezusa. Przygotowanie przedstawienia jednoczyło młodzież szkolną. Sami z pomocą rodziców, ciotek, wujków przygotowywaliśmy stroje, dekoracje i scenerię widowiska, łącznie z efektami specjalnymi. Ha, ha, ha! Arkusz blachy, młotek, światło i efekt burzy, płomieni, błyskawic nie do opisania. Dla każdego czy widza czy aktora Męka Pańska była nie lada przeżyciem.
I ZACZYNAŁ SIĘ WIELKI TYDZIEŃ…
Do środy robiliśmy porządki w obejściu, wszystko zbierało się na jeden stos i w Wielką Środę paliło się „JUDASZA”, bądź „ŻUR” lub „SKOCZKI” – w każdej wsi nazywano to inaczej. Oznaczało jedno „spalić by oczyścić”. Do dziś jest to praktykowane choć pod okiem strażaków.
Ach! Jakiż urok mieli kiedyś chłopcy idący z klekotkami przez wieś oznajmiający, że nadchodzi ten najważniejszy czas… męka, śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa.
Nasze ołmy, jak byliśmy mali, chodziły z nami do rzeczki obmyć się w Wielki Piątek z samego rana, napełnialiśmy konewki z tą wodą i zanosiliśmy do domu, aby się mogli obmyć inni domownicy. Wierzono że ta woda w ten jedyny, wyjątkowy dzień ma magiczną moc uzdrawiania. Szkoda, że nie ma już w zwyczaju celebrowania tego dnia, jako dnia ciszy, spokoju i skupienia. Pamiętamy nie wolno było wtedy słuchać radia, włączać magnetofonu, a o telewizorze w ogóle nie było mowy…
No i post ścisły… My rano jedliśmy bułkę albo kromkę chleba z masłem i dżemem. A potem nie pamiętamy już co było na obiad… pościliśmy…
W Wielką Sobotę szło się święcić pokarmy… u Heńka ten zwyczaj był znany, u mnie nie… moja młodsza Siostra zawsze chodziła z koszyczkiem.
Skrobanie jajek ugotowanych w łuskach cebuli – uwielbiała Klaudia robić. Jeszcze gorące smarowała skórką słoniny by błyszczały. A potem siadała z papą i skrobali, papa żyletką, a Klaudia nożykiem. Papa Klaudii skrobał małe „arcydzieła” – zajączki, kwiatuszki, palemki i różne inne wzorki.
Wieczorem w sobotę już świętowaliśmy Zmartwychwstanie Pana Jezusa. W Niedzielę na wielkanocne śniadanie dzieliliśmy się jajkiem i składaliśmy życzenia. Biały obrus, bazie, kroszonki, wielkanocne baby drożdżowe i piaskowe, szynka, wędzonka, kiełbasa, zapach chrzanu. A po południu „szukanie zajączka”. Rodzice zawsze coś słodkiego w koszyczku chowali po ogrodzie. Ach, ileż radości i śmiechu przy tym było.
W „lany poniedziałek” Heniek z kolegami przeprowadzali akcję. Wszystkie dziewczyny muszą być mokre. Wiadra, szlauchy (węże ogrodowe), plumpy (pompy) szły w ruch. Nie zostało na nas suchej nitki. Ale zawsze kulturalnie… nigdy przed kościołem… po kościele wszystkie chwyty dozwolone. Pływało wszystko, ale nikt się nie gniewał. Za polanie, obdarowywaliśmy naszych chłopaków kroszunkami, a potem już i słodkimi czekoladowymi jajkami.
We wtorek my dziewczyny brałyśmy odwet… Miałyśmy trudniej. Raz zwabiłam Heńka pod drzwi, nie spodziewał się prysznica z góry, z okna…
Miło powspominać, dobrze, że są takie wspomnienia… Tylko żal, że to wszystko zanika, znika bezpowrotnie. I boli, że w zapomnienie idą nasze zwyczaje, tradycje, które nas wyróżniały, które są naszym dziedzictwem…
Życzymy Wam wszystkim WESOŁYCH ŚWIĄT Klaudia i Heniek z Proskauer Echo.
I ZACZYNAŁ SIĘ WIELKI TYDZIEŃ…
Do środy robiliśmy porządki w obejściu, wszystko zbierało się na jeden stos i w Wielką Środę paliło się „JUDASZA”, bądź „ŻUR” lub „SKOCZKI” – w każdej wsi nazywano to inaczej. Oznaczało jedno „spalić by oczyścić”. Do dziś jest to praktykowane choć pod okiem strażaków.
Ach! Jakiż urok mieli kiedyś chłopcy idący z klekotkami przez wieś oznajmiający, że nadchodzi ten najważniejszy czas… męka, śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa.
Nasze ołmy, jak byliśmy mali, chodziły z nami do rzeczki obmyć się w Wielki Piątek z samego rana, napełnialiśmy konewki z tą wodą i zanosiliśmy do domu, aby się mogli obmyć inni domownicy. Wierzono że ta woda w ten jedyny, wyjątkowy dzień ma magiczną moc uzdrawiania. Szkoda, że nie ma już w zwyczaju celebrowania tego dnia, jako dnia ciszy, spokoju i skupienia. Pamiętamy nie wolno było wtedy słuchać radia, włączać magnetofonu, a o telewizorze w ogóle nie było mowy…
No i post ścisły… My rano jedliśmy bułkę albo kromkę chleba z masłem i dżemem. A potem nie pamiętamy już co było na obiad… pościliśmy…
W Wielką Sobotę szło się święcić pokarmy… u Heńka ten zwyczaj był znany, u mnie nie… moja młodsza Siostra zawsze chodziła z koszyczkiem.
Skrobanie jajek ugotowanych w łuskach cebuli – uwielbiała Klaudia robić. Jeszcze gorące smarowała skórką słoniny by błyszczały. A potem siadała z papą i skrobali, papa żyletką, a Klaudia nożykiem. Papa Klaudii skrobał małe „arcydzieła” – zajączki, kwiatuszki, palemki i różne inne wzorki.
Wieczorem w sobotę już świętowaliśmy Zmartwychwstanie Pana Jezusa. W Niedzielę na wielkanocne śniadanie dzieliliśmy się jajkiem i składaliśmy życzenia. Biały obrus, bazie, kroszonki, wielkanocne baby drożdżowe i piaskowe, szynka, wędzonka, kiełbasa, zapach chrzanu. A po południu „szukanie zajączka”. Rodzice zawsze coś słodkiego w koszyczku chowali po ogrodzie. Ach, ileż radości i śmiechu przy tym było.
W „lany poniedziałek” Heniek z kolegami przeprowadzali akcję. Wszystkie dziewczyny muszą być mokre. Wiadra, szlauchy (węże ogrodowe), plumpy (pompy) szły w ruch. Nie zostało na nas suchej nitki. Ale zawsze kulturalnie… nigdy przed kościołem… po kościele wszystkie chwyty dozwolone. Pływało wszystko, ale nikt się nie gniewał. Za polanie, obdarowywaliśmy naszych chłopaków kroszunkami, a potem już i słodkimi czekoladowymi jajkami.
We wtorek my dziewczyny brałyśmy odwet… Miałyśmy trudniej. Raz zwabiłam Heńka pod drzwi, nie spodziewał się prysznica z góry, z okna…
Miło powspominać, dobrze, że są takie wspomnienia… Tylko żal, że to wszystko zanika, znika bezpowrotnie. I boli, że w zapomnienie idą nasze zwyczaje, tradycje, które nas wyróżniały, które są naszym dziedzictwem…
Życzymy Wam wszystkim WESOŁYCH ŚWIĄT Klaudia i Heniek z Proskauer Echo.