Rozmawiam ze świetnym wokalistą, gitarzystą, współzałożycielem takich zespołów jak Ed’Mans i EMI Band oraz niewątpliwie najsłynniejszym tekściarzem na Śląskiej scenie muzycznej, jak też kompozytorem czyli z Edwardem Sikorą.
Edek opowiedział Śląskim Przebojom na temat swojej pracy, zmianach na śląskim rynku muzycznym i swoich Zespołach. Artysta zdradził również, jakie jest Jego hobby.
fot.: Ala Oswald
Obydwa zespoły – EMI Band oraz Ed’Mans należą do najpopularniejszych grup na śląskim rynku muzycznym. Czy spodziewałeś się takiego sukcesu?
Nie, absolutnie nie. Niczego nie robię w życiu, żeby osiągnąć sukces. Po prostu realizuję swoje marzenia, swoje plany. Nie ukrywam, że przykładam się do tego. Może Bozia dała mi jakiś tam talent. Nie wiem. Praktycznie od początku, kiedy w młodych latach wkroczyłem na scenę, udaje mi się zaprezentować szerzej – niektórzy twierdzą, że zawdzięczam to talentowi, ja zaś myślę, że głównie pomaga mi szczęście. Czy dalej ta passa potrwa? Zobaczymy.
Obydwa zespoły – EMI Band oraz Ed’Mans reprezentują bardzo wysoki poziom muzyczny, niemniej pod względem muzycznym odbiegają znacznie od typowych szlagierów… zwłaszcza w przypadku Ed’Mans – gdy debiutowaliście śląski rynek muzyczny był dosyć specyficzny i jednolity stylistycznie…
Tak, jak mówiłem wcześniej - ani ja, ani Manek nie oglądaliśmy się na to, co jest modne. Nie było dylematów typu: „Może by zagrać np. pod disco polo?” Zauważyłem dawno, że tak miota się wielu wykonawców – nie tylko śląskich. To jest droga do nikąd. Wydaje mi się, że to jest tak, jak z malowaniem obrazu – ma się jakąś wizję, pomysł i realizuje się go. Od wrzucania w szufladki są inni. Wydaje mi się, że gdy zacznę robić szablonowe rzeczy, to będzie najwyższy czas, by skończyć ze wszystkim.
W Box Music zajmujesz się organizowaniem Śląskiej Gali Biesiadnej. Jak odnajdujesz się w tej roli? To ogromne przedsięwzięcie pod każdym względem – kilkugodzinna impreza, mnóstwo artystów, profesjonalna choreografia do każdego utworu, orkiestra…
Przy wszystkim, cokolwiek się robi jest jeden warunek – należy najpierw wszystko przemyśleć, dobrze wszystko wyliczyć, bardzo pomaga też wyobraźnia. Dla przykładu stawiam sobie zawsze pytania typu „co się stanie, gdy coś nie wypali?”. Trzeba być przygotowanym na różne sytuacje. Wtedy jest duże prawdopodobieństwo, że maszyneria czasem pozgrzyta, ale zrobi swoje. Myślę, że jest to recepta nie tylko na organizację koncertów, ale też wielu innych przedsięwzięć. Po prostu przemyśleć, mieć wyobraźnię i trzymać się ustaleń.
Jesteś związany ze śląskim rynkiem muzycznym od wielu lat. Jak patrzysz na ten rynek z perspektywy czasu? Jest mnóstwo nowych wykonawców…
Ilość niestety nie zawsze przechodzi w jakość. Na początku, kiedy zainteresowałem się tym rynkiem było kilku Artystów na poziomie - obecnie sytuacja zbytnio się nie zmieniła. Wielu artystów ciągle miota się pomiędzy różnymi stylami, gatunkami, jeden próbuje naśladować drugiego. Mają tzw. „parcie na szkło”. Niewiele z tego wynika. Trzeba mieć jednak jakąś wizję, nawet w muzyce biesiadnej, która przez wielu traktowana jest jako marginalna. To jedna z najtrudniejszych form – rozweselić kogoś… podobnie jak z filmami komediowymi. Doprowadzić kogoś do płaczu jest stosunkowo łatwo, ale pozytywnie ustosunkować do życia, rozkręcić – to jest trudne. Moim zdaniem ilość nie przeszła w jakość.
Zapewne nie masz nadmiaru wolnego czasu. Czy jednak masz jakieś hobby?
Przede wszystkim czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Jakieś dobre filmy – pokazało się kilka. Choć zawsze były, trzeba umieć znaleźć. Trochę czasu dla rodziny... i czasami po prostu leżenie bykiem, czyli „nic nierobienie”. W naturze mam już lenistwo. Kiedy więc jest okazja, po prostu się lenię.
Czasami trzeba odpocząć.
Niedługo trzecia część wywiadu.
Kto fajruje w kwietniu?
Śląski Gwiazdozbiór
Słowniczek: z naszego na polski i z polskiego na nasze
