19.09.2024
Kasia Lorenc - wywiad cz.1
Rozmawiam dziś z popularną i lubianą Artystką (Wokalistką, Instrumentalistką, Pisarką), od wielu lat związaną z muzyką, obecną na Śląskiej Scenie od kilku lat, mającą na koncie sporo przebojów… Mowa o Kasi Lorenc.
Na początek Artystka opowiedziała Śląskim Przebojom na temat swojej debiutanckiej solowej płyty, Duecie z Krzysztofem Hanke oraz napisanej wraz z Mężem wyjątkowej książce.
Na początek Artystka opowiedziała Śląskim Przebojom na temat swojej debiutanckiej solowej płyty, Duecie z Krzysztofem Hanke oraz napisanej wraz z Mężem wyjątkowej książce.
- Na Śląskiej Scenie jest Pani obecna od kilku lat, niedawno ukazała się Pani debiutancka płyta. Może opowie Pani nieco na temat krążka.
K.: To rzeczywiście moja debiutancka płyta jako Kasia Lorenc, choć właściwie nie jest to moja pierwsza płyta w ogóle, bo miałam przyjemność uczestniczyć w nagraniach mnóstwa płyt innych artystów, towarzysząc im jako drugi, trzeci głos. Ta płyta to jednak moje pierwsze „dziecko” solowe, większość piosenek na tę płytę napisaliśmy z moim mężem, Krzysztofem Gabłońskim, ale mamy kilku zaprzyjaźnionych Artystów, jak np. Edek Sikora, który napisał dla mnie kilka piosenek i wszystkie trafione, bo po prostu do mnie pasują.
Jest jeszcze najnowsza piosenka „Rodos to je to”, która ukazała się niedawno. Tej piosenki akurat nie ma na płycie, ale myślę, że będzie na drugiej, bo jest tego warta w stu procentach.
Wracając do płyty, krążek powstawał dosyć długo, jak to zawsze bywa przy produkcji: tu jakieś zmiany, tu może jednak nie to, itd. Dopóki nie byliśmy zadowoleni z efektu końcowego, nanosiliśmy zmiany i poprawki. Później pojawiło się trochę kłopotów w życiu prywatnym, bo Mama nam choruje. Jest po czwartym udarze. Zajmujemy się nią, więc również to ograniczało nam czas, kiedy mogliśmy oddać się pracy artystycznej. Płyta jednak w końcu powstała, w październiku ubiegłego roku ujrzała światło dzienne. Dodam, że oprócz tego niedawno odebraliśmy z mężem z drukarni naszą wspólną książkę.
Jest jeszcze najnowsza piosenka „Rodos to je to”, która ukazała się niedawno. Tej piosenki akurat nie ma na płycie, ale myślę, że będzie na drugiej, bo jest tego warta w stu procentach.
Wracając do płyty, krążek powstawał dosyć długo, jak to zawsze bywa przy produkcji: tu jakieś zmiany, tu może jednak nie to, itd. Dopóki nie byliśmy zadowoleni z efektu końcowego, nanosiliśmy zmiany i poprawki. Później pojawiło się trochę kłopotów w życiu prywatnym, bo Mama nam choruje. Jest po czwartym udarze. Zajmujemy się nią, więc również to ograniczało nam czas, kiedy mogliśmy oddać się pracy artystycznej. Płyta jednak w końcu powstała, w październiku ubiegłego roku ujrzała światło dzienne. Dodam, że oprócz tego niedawno odebraliśmy z mężem z drukarni naszą wspólną książkę.
- Jest Pani bardzo wszechstronna. Może opowie Pani więcej na temat książki?
K.: Nosi tytuł „Nasza Odyseja”. Opisaliśmy w niej rok pracy z naszą Mamą, którą odebraliśmy ze szpitala leżącą, nie mówiącą, nawet nie siedzącą, z niedowładem kończyn. Była po czwartym udarze. Powolutku udało nam się ją postawić na nogi. Teraz w dużej mierze jest samodzielna, więc myślę, że jest już dobrze.
- Może do tematu książki wrócimy za chwilę, a teraz jeszcze pozostaniemy w tematyce muzycznej, przede wszystkim Pani najnowszej piosenki. Wspomniała Pani już o nowej piosence, ale może coś więcej na jej temat. Utwór „Rodos to je to” ukazał się niedawno i wykonała go Pani w zaskakującym duecie… Skąd pomysł na taki duet?
K.: Od dawna myśleliśmy z mężem, by nagrać coś z Krzysiem Hanke. Kiedyś, gdy graliśmy w Zespole Wanda i Banda mieliśmy koncert w Sali Kongresowej i tam spotkaliśmy się z Kabaretem RAK, jeszcze w składzie z Grzesiem Poloczkiem. To było dawno temu. W każdym razie Grzesiu Poloczek powiedział do Krzysia Hanke: „Kogo Ci przypomina nasza Kasia?”, a Krzysiu patrzy na mnie i stwierdza „No, moja Andzia!” z serialu „Święta wojna”. Wpadli więc na pomysł, że powiedzą producentce serialu o mnie. Ja miałam wtedy jeszcze krótkie włosy, więc rzeczywiście wyglądałam zupełnie jak Asia Bartel. Ostatecznie powstały z moim udziałem dwa odcinki serialu. W jednym („Atak klonów”) grałam o 20 lat młodszego klona Andzi, a w drugim odcinku (Wehikuł czasu), grałam Andzię, gdy Bercik przeniósł się w czasie o 20 lat wcześniej, a Andzia była wtedy jego narzeczoną. Takie fajne odcinki. Wtedy troszkę się zakolegowaliśmy, czasami spotykaliśmy się na koncertach i zawsze było miło usiąść i porozmawiać. Z uwagi na to, że to śląska scena, a ja mam już kilka piosenek po śląsku, które są zabawne i ludziom się podobają, pomyśleliśmy, dlaczego nie? Zadzwoniliśmy do Krzysia i zapytałam, czy zaśpiewałby w duecie ze mną. Krzysiek poprosił o przesłanie piosenki i oddzwonił następnego dnia, stwierdzając „Super numer, robimy to!”. Dziękuję mu za to, że poświęcił mi swój czas, bo to bardzo zajęty artysta.
- Myślę, że efekt końcowy jest bardzo fajny. Zarówno piosenka, jak też teledysk.
K.: Nam również się podoba i jesteśmy bardzo zadowoleni, a reakcje słuchaczy napawają optymizmem.
- Teledysk dopiero się ukazał, czy są jednak plany dotyczące Pani kolejnych teledysków?
K.: Tak. Telewizja TVS szykuje się, by zrealizować teledysk do jednej z piosenek. Zastanawiamy się jeszcze do której. Myślę, że gdy podejmiemy jakąś decyzję, teledysk będzie szybko zrealizowany.
- Powróćmy do tematu książki, którą Pani napisała wraz z mężem. To bardzo interesujące. Z pewnością naszych czytelników bardzo to zaciekawiło. Proszę opowiedzieć więcej na jej temat…
K.: Ta książka to opis pierwszego roku po powrocie Mamy ze szpitala. Jakie metody terapeutyczne stosowaliśmy w rehabilitacji i jakich środków używaliśmy. Maminka niedawno skończyła 85 lat. Ważne jednak jest to, że jest w miarę sprawna, że chodzi, sama się ubiera, i że po prostu może nacieszyć się jeszcze życiem. I tu ciekawostka. Muzyka towarzyszy nam na co dzień również w formie terapeutycznej. Ponieważ mój mąż także jest muzykiem, więc zna się na tym jakie frekwencje, jakie wibracje, itd. W jakich momentach zastosować jakiego typu muzykę. Czasami trzeba zrelaksować i uspokoić, czasami pobudzić do działania. No i jeszcze kuchnia. W tej dziedzinie Mój jest mistrzem i ja nie muszę tego robić. Dopasował dietę, która nam również pasuje. To nie są żadne cuda. Podstawą jest to, by jak najmniej kupować w sklepie produktów wysoko przetworzonych. My mieszkamy na wsi i staramy się żyć zdrowo. Nam to również dobrze robi. Przede wszystkim lubimy jedzenie z lokalnych produktów. Nie smakują nam już rzeczy ze sklepu. Opieka nad Mamą po prostu narzuca nam większy rygor, więc nie pozwalamy sobie na niezdrowe jedzenie u nas w domu. Przynosi to efekty.
c.d.n.
c.d.n.