26.12.2016
Boże Narodzenie u Edka Sikory
Świetny wokalista, gitarzysta oraz tekściarz - Edek Sikora opowiedział nam troszkę na temat, jak dawniej wyglądały Święta w Jego rodzinnym domu oraz jak jest obecnie.
Kiedyś święta były inne. Pochodzę z dość licznej rodziny. Było nas pięciu chłopaków. Ciągle były między nami kwasy o podział obowiązków – Mama i Tata szli do pracy, trzeba więc było samemu posprzątać, wszystko przygotować, przynieść karpie i oporządzić, przytargać choinkę, która zawsze była ogromna, do samego sufitu. Żywa choinka. Trzeba było pozakładać na nią świeczki (nie było jeszcze lampek), kilka bombek – za wiele ich nie było, gdyż przy tylu chłopakach w rodzinie nie miały szansy się ostać. Było też wspólne robienie papierowych łańcuchów i ozdób – co roku wszystko się to robiło.
Potem ten moment, gdy cała rodzina zasiadała do kolacji… było biednie, ale bardzo fajnie.
Dziś jest niestety inaczej – wszystkie święta z roku na rok coraz bardziej się komercjalizują. W marketach, publikatorach od razu po 1 listopada zaczynają prezentować wszystko związane z Bożym Narodzeniem. Oczywiście, gdy ktoś nie da się zwariować, tak jak ja, to nie ma problemu. Ja o tym zaczynam myśleć na kilka dni przed Wigilią. Na szczęście prezenty nigdy w mojej rodzinie nie zdominowały tego co najważniejsze – pomimo nacisków ze strony dzieci. Najważniejsze jest to, by posiedzieć i pobyć razem. Co roku kogoś ubywa, ktoś przybywa. To przede wszystkim czas dla rodziny. Obojętnie, czy ktoś jest wierzący, czy niewierzący. Dla każdego te dni mają jakiś szczególny wymiar. Dla mnie też.
Potem ten moment, gdy cała rodzina zasiadała do kolacji… było biednie, ale bardzo fajnie.
Dziś jest niestety inaczej – wszystkie święta z roku na rok coraz bardziej się komercjalizują. W marketach, publikatorach od razu po 1 listopada zaczynają prezentować wszystko związane z Bożym Narodzeniem. Oczywiście, gdy ktoś nie da się zwariować, tak jak ja, to nie ma problemu. Ja o tym zaczynam myśleć na kilka dni przed Wigilią. Na szczęście prezenty nigdy w mojej rodzinie nie zdominowały tego co najważniejsze – pomimo nacisków ze strony dzieci. Najważniejsze jest to, by posiedzieć i pobyć razem. Co roku kogoś ubywa, ktoś przybywa. To przede wszystkim czas dla rodziny. Obojętnie, czy ktoś jest wierzący, czy niewierzący. Dla każdego te dni mają jakiś szczególny wymiar. Dla mnie też.