03.04.2020
Gwiazdy w szkole - Marcin Janota
Czas na wspomnienia kolejnej Gwiazdy Śląskiej Estrady – tym razem do czasów szkolnych w swoich wspomnieniach wrócił popularny Prezenter Radiowy i Telewizyjny oraz Dziennikarz – Marcin Janota.
Marcin Janota
Mój ulubiony szkolny przedmiot? Nie będę oryginalny i powiem, że w-f. Poza tym chyba historia – do dzisiaj nią się interesuję, może nie jakoś namiętnie, ale lubię oglądać programy dokumentalne. Tak więc historia. Matematyki nie lubiłem w ogóle, wręcz nienawidziłem. Język polski był w porządku, ale pamiętam, że kiedy robiłem wypracowanie nauczycielka powiedziała mi kiedyś, „wiesz co – ty chyba będziesz kiedyś dziennikarzem, bo zamiast zrobić wypracowanie trochę rozszerzone, zawsze robisz to po dziennikarsku”. Chyba coś w tym było.
Jeśli chodzi o wyjątkową rzecz, która mi się w szkole przydarzyła – było ich kilka, ale jedną szczególnie zapamiętałem. W szkole podstawowej – chyba na Dzień Kobiet – nasz nauczyciel w-fu wymyślił, byśmy zagrali spektakl teatralny. Ja w tym spektaklu zagrałem… Ewę – chodziło o Adama i Ewę. To był spektakl dla nauczycieli i dla uczniów. Graliśmy w dosyć skąpych strojach, ja oczywiście miałem na głowie perukę. Gdy pojawił się na scenie kolega jako Adam, to już wywołało salwy śmiechu. Gdy pojawiłem się ja, czyli „Ewa”, z tego co pamiętam, było kilka nauczycielek, które z wrażenia spadły z krzeseł. Tak, że bez wątpienia to historia, którą pamiętam do dzisiaj. Nauczycielki płakały chyba jeszcze tydzień później na wspomnienie naszego występu. Tak więc naprawdę było nieźle.
Jeśli chodzi o wyjątkową rzecz, która mi się w szkole przydarzyła – było ich kilka, ale jedną szczególnie zapamiętałem. W szkole podstawowej – chyba na Dzień Kobiet – nasz nauczyciel w-fu wymyślił, byśmy zagrali spektakl teatralny. Ja w tym spektaklu zagrałem… Ewę – chodziło o Adama i Ewę. To był spektakl dla nauczycieli i dla uczniów. Graliśmy w dosyć skąpych strojach, ja oczywiście miałem na głowie perukę. Gdy pojawił się na scenie kolega jako Adam, to już wywołało salwy śmiechu. Gdy pojawiłem się ja, czyli „Ewa”, z tego co pamiętam, było kilka nauczycielek, które z wrażenia spadły z krzeseł. Tak, że bez wątpienia to historia, którą pamiętam do dzisiaj. Nauczycielki płakały chyba jeszcze tydzień później na wspomnienie naszego występu. Tak więc naprawdę było nieźle.