01.03.2024
Reforma edukacji z perspektywy nauczyciela cz.3
Pozostajemy w temacie reformy edukacji – na razie skupiamy się na kwestii braku zadań domowych, konieczności przerobienia wszystkiego na lekcji, w stosunku do istniejących realiów.
Jak z kolei wygląda praca z uczniem na lekcji? Każde dziecko ma swoje tempo pracy. Jedno momentalnie rozumie nowe zagadnienie, inne – nawet bardzo inteligentne – potrzebuje kilku godzin, nawet dni, by załapać nowy materiał (i tu nawet tłumaczenia nawet bardzo dobrego nauczyciela nie pomogą, po prostu wielu z nas zwyczajnie musi coś „przetrawić”, przeanalizować z różnych stron, a potem nagle – w ułamku sekundy następuje prawdziwe zrozumienie). Tym samym wykonywanie kilku ćwiczeń od razu, po zaserwowaniu nowej wiedzy, nie do końca ma sens – raczej należy się ograniczyć do kilku poglądowych przykładów.
Z drugiej strony, wykonując określone zadania, ćwiczenia itp. na lekcji, część dzieci nie radzi sobie z nimi, liczy na indywidualne objaśnienia nauczyciela (w domu pewnie część dzieci zwróciłaby się do rodzica, dziadka czy starszego rodzeństwa – ostatecznie w klasach początkowych nie chodzi o jakieś złożone zagadnienia, nie mamy tu na myśli bynajmniej odrabiania zadania za dziecko) – i tu zaczynają się schody, gdyż w momencie, gdy nauczyciel pochyla się nad jednym uczniem i próbuje mu coś objaśnić, łobuziak 2 rzędy dalej, czekając tylko na chwilowy brak czujności nauczyciela, zaczyna okładać kolegę z ławki książką po głowie lub spacerować po klasie, intensywnie bujać się na krzesełku… Czasami to nawet nie musi być łobuziak, a po prostu drugi uczeń, zazdrosny o naszą uwagę – pomijając chaos w klasie, przecież o wypadek w takiej sytuacji nietrudno. Na dodatek, jakiś inny „życzliwy” uczeń sfilmuje incydent ze smartfona… Chyba wiemy, jak to może się skończyć dla nauczyciela… A wspomniane przykłady (z życia) dotyczą tylko dzieci w klasach 1-3, które naprawdę są jeszcze wyjątkowo grzeczne i posłuszne. Oczywiście taki epizod totalnie rozwala lekcję, a jednocześnie nie pozwala na wyjaśnienie jakichkolwiek treści indywidualnie.
Zadanie jakiś kilku krótkich zadań do domu, pozwala na weryfikację, w jakim stopniu treści zostały przez dzieci przyswojone i określenie – bez robienia sprawdzianów, itp. czy można przejść do kolejnego zagadnienia. Dla dzieci, to z kolei jeden ze sposobów utrwalenia materiału.
To, co napisaliśmy powyżej i w poprzednich artykułach nie jest bynajmniej obroną nauczycieli – zdajemy sobie sprawę, że część z nich nie zawsze jest kompetentna, sprawiedliwa i sumienna. Wybierając swój zawód oczywiście nauczyciele wiedzą (przynajmniej mniej więcej) na co się decydują – pamiętajmy jednak, że nie zmienia się reguł w trakcie gry i nie możemy też wymagać cudu. Przepraszam, za może troszkę nietrafne porównanie, ale w kwestii tych nieszczęsnych zadań domowych – niestety ich likwidacja oznacza, że po prostu w tym samym czasie należy zrealizować 2 razy tyle materiału – chyba nie mamy problemu, by analogiczną sytuację wyobrazić sobie w pracy biurowej.
Z drugiej strony, wykonując określone zadania, ćwiczenia itp. na lekcji, część dzieci nie radzi sobie z nimi, liczy na indywidualne objaśnienia nauczyciela (w domu pewnie część dzieci zwróciłaby się do rodzica, dziadka czy starszego rodzeństwa – ostatecznie w klasach początkowych nie chodzi o jakieś złożone zagadnienia, nie mamy tu na myśli bynajmniej odrabiania zadania za dziecko) – i tu zaczynają się schody, gdyż w momencie, gdy nauczyciel pochyla się nad jednym uczniem i próbuje mu coś objaśnić, łobuziak 2 rzędy dalej, czekając tylko na chwilowy brak czujności nauczyciela, zaczyna okładać kolegę z ławki książką po głowie lub spacerować po klasie, intensywnie bujać się na krzesełku… Czasami to nawet nie musi być łobuziak, a po prostu drugi uczeń, zazdrosny o naszą uwagę – pomijając chaos w klasie, przecież o wypadek w takiej sytuacji nietrudno. Na dodatek, jakiś inny „życzliwy” uczeń sfilmuje incydent ze smartfona… Chyba wiemy, jak to może się skończyć dla nauczyciela… A wspomniane przykłady (z życia) dotyczą tylko dzieci w klasach 1-3, które naprawdę są jeszcze wyjątkowo grzeczne i posłuszne. Oczywiście taki epizod totalnie rozwala lekcję, a jednocześnie nie pozwala na wyjaśnienie jakichkolwiek treści indywidualnie.
Zadanie jakiś kilku krótkich zadań do domu, pozwala na weryfikację, w jakim stopniu treści zostały przez dzieci przyswojone i określenie – bez robienia sprawdzianów, itp. czy można przejść do kolejnego zagadnienia. Dla dzieci, to z kolei jeden ze sposobów utrwalenia materiału.
To, co napisaliśmy powyżej i w poprzednich artykułach nie jest bynajmniej obroną nauczycieli – zdajemy sobie sprawę, że część z nich nie zawsze jest kompetentna, sprawiedliwa i sumienna. Wybierając swój zawód oczywiście nauczyciele wiedzą (przynajmniej mniej więcej) na co się decydują – pamiętajmy jednak, że nie zmienia się reguł w trakcie gry i nie możemy też wymagać cudu. Przepraszam, za może troszkę nietrafne porównanie, ale w kwestii tych nieszczęsnych zadań domowych – niestety ich likwidacja oznacza, że po prostu w tym samym czasie należy zrealizować 2 razy tyle materiału – chyba nie mamy problemu, by analogiczną sytuację wyobrazić sobie w pracy biurowej.