05.01.2024
Reformy niczym kiepska telenowela
Co nasz system edukacji ma wspólnego z telenowelą? I to nie latynoską, a raczej amerykańską, taką liczącą kilka tysięcy odcinków? Hmm, ciągnące się w nieskończoność kolejne nieudane reformy. Chyba niebawem możemy liczyć na kolejne…
Hmm, od naszych artykułów dotyczących ewentualnej reformy systemu edukacji minęło kilka tygodni, obecnie pada coraz więcej (dziwnie brzmiących) zapowiedzi reformy systemu edukacji. Pytanie, co z nich wyjdzie w praktyce - tym razem nasze ogólne rozważania, za tydzień spróbujemy odnieść się do padających propozycji....
Cóż – z pewnością podstawa programowa jest przeładowana, niemniej kwestia jej okrojenia powinna zostać przeanalizowana przez sztaby ekspertów i bardzo przemyślana. Bo słuchając wielu opinii w chwili obecnej możemy dojść do wniosku, że podstawa powinna wyglądać następująco: biologię wyeliminować (bo po co nam wiedza o warstwach skóry, korzeniach roślin i genetyce), matematykę wyeliminować (przecież i tak z niej nikt nie korzysta, a są kalkulatory), fizyka i chemia – oczywiście całkowicie do wyrzucenia, historia – a kto by się uczył dat?, poza tym wszystko i tak jest w Internecie; język polski – niby może zostać, ale kanon lektur koniecznie trzeba okroić i unowocześnić, a gramatykę z pewnością usunąć (przecież nikt nie znosi się jej uczyć), geografia – a po co się uczyć gdzie lezą poszczególne rzeki i jak wygląda gospodarka niektórych państw świata; religia – oczywiście do usunięcia ze szkół… Zostaje jedynie w-f i język angielski (tu najlepiej uczony już od żłobka i to przez tzw. native speakerów – czyli rodowitych Brytyjczyków)… Nie bardzo wiadomo, co z plastyką i muzyką, choć na pewno trzeba je unowocześnić… Tyle mniej więcej wyłania się z mądrych dysput polityków, przedstawicieli mediów i kilku pseudoeksertów. My od siebie dorzucimy w tym duchu – że nauka pisania wypracować też jest zbędna (jest sztuczna inteligencja i czat GPT), a generalnie po co nauka pisania (i tak wszystko robimy na smartfonach) i ortografii (przecież komputer sam poprawi błędy…
Troszkę poironizowaliśmy, choć nieśmiertelne opinie dotyczące matematyki, biologii, geografii, historii, itp. są nagminnie wypowiadane przez polityków, ale też dziennikarzy, celebrytów, a nawet domniemanych ekspertów od edukacji. Myśl przewodnia jest taka – po co czegoś się uczyć, skoro wszystko można znaleźć w Internecie? No dobrze – a jak Internet przestanie działać? Bo w myśl tych genialnych propozycji, nawet umiejętność szukania czegoś w encyklopedii czy słowniku jest zbędna.
Niby poziom polskiej edukacji nie jest jeszcze najgorszy – z drugiej jednak strony chyba każdy z nas widział ankiety uliczne, w których ludzie pytani są o zwykłą wiedzę szkolną (i ich żenujące odpowiedzi), czy widzi, na jakich pytaniach odpadają zawodnicy w popularnych teleturniejach (stres stresem – ale ewidentnie widać, iż zawodnicy totalnie nie mają pojęcia o danym zagadnieniu dotyczącym elementarnej wiedzy). Kolejny przykład – krążące po Internecie w charakterze łamigłówek proste równania, na poziomie klasy 4-5 szkoły podstawowej i komentarze Internautów do nich – większość nie jest w stanie rozwiązać banalnego równania (które można od biedy rozwiązać metodą prób i błędów), a część komentuje, iż „działanie jest niejednoznaczne” – ludzie, to jest matematyka! Nie ma nic bardziej jednoznacznego (przynajmniej na tym poziomie – bo na uczelnianym robi się troszkę mętniej). Niedawno robiłam zakupy w osiedlowym sklepie – dwie ekspedientki miały problem z nabiciem na kasę 3 produktów (chleb, parówki i masło) – może kasa szwankowała; gorzej, że gdy zaczęły podliczać wynik w głowie, trzy razy podawały mi ile mam zapłacić i trzy razy były to egzotyczne kwoty (raz 78 zł, raz 56 zł, a w końcu 9,50 zł)… A to wszystko przykłady ludzi dorosłych, których jeszcze nie dotknęły ostatnie, a tym bardziej planowane reformy podstawy programowej…
Cóż – z pewnością podstawa programowa jest przeładowana, niemniej kwestia jej okrojenia powinna zostać przeanalizowana przez sztaby ekspertów i bardzo przemyślana. Bo słuchając wielu opinii w chwili obecnej możemy dojść do wniosku, że podstawa powinna wyglądać następująco: biologię wyeliminować (bo po co nam wiedza o warstwach skóry, korzeniach roślin i genetyce), matematykę wyeliminować (przecież i tak z niej nikt nie korzysta, a są kalkulatory), fizyka i chemia – oczywiście całkowicie do wyrzucenia, historia – a kto by się uczył dat?, poza tym wszystko i tak jest w Internecie; język polski – niby może zostać, ale kanon lektur koniecznie trzeba okroić i unowocześnić, a gramatykę z pewnością usunąć (przecież nikt nie znosi się jej uczyć), geografia – a po co się uczyć gdzie lezą poszczególne rzeki i jak wygląda gospodarka niektórych państw świata; religia – oczywiście do usunięcia ze szkół… Zostaje jedynie w-f i język angielski (tu najlepiej uczony już od żłobka i to przez tzw. native speakerów – czyli rodowitych Brytyjczyków)… Nie bardzo wiadomo, co z plastyką i muzyką, choć na pewno trzeba je unowocześnić… Tyle mniej więcej wyłania się z mądrych dysput polityków, przedstawicieli mediów i kilku pseudoeksertów. My od siebie dorzucimy w tym duchu – że nauka pisania wypracować też jest zbędna (jest sztuczna inteligencja i czat GPT), a generalnie po co nauka pisania (i tak wszystko robimy na smartfonach) i ortografii (przecież komputer sam poprawi błędy…
Troszkę poironizowaliśmy, choć nieśmiertelne opinie dotyczące matematyki, biologii, geografii, historii, itp. są nagminnie wypowiadane przez polityków, ale też dziennikarzy, celebrytów, a nawet domniemanych ekspertów od edukacji. Myśl przewodnia jest taka – po co czegoś się uczyć, skoro wszystko można znaleźć w Internecie? No dobrze – a jak Internet przestanie działać? Bo w myśl tych genialnych propozycji, nawet umiejętność szukania czegoś w encyklopedii czy słowniku jest zbędna.
Niby poziom polskiej edukacji nie jest jeszcze najgorszy – z drugiej jednak strony chyba każdy z nas widział ankiety uliczne, w których ludzie pytani są o zwykłą wiedzę szkolną (i ich żenujące odpowiedzi), czy widzi, na jakich pytaniach odpadają zawodnicy w popularnych teleturniejach (stres stresem – ale ewidentnie widać, iż zawodnicy totalnie nie mają pojęcia o danym zagadnieniu dotyczącym elementarnej wiedzy). Kolejny przykład – krążące po Internecie w charakterze łamigłówek proste równania, na poziomie klasy 4-5 szkoły podstawowej i komentarze Internautów do nich – większość nie jest w stanie rozwiązać banalnego równania (które można od biedy rozwiązać metodą prób i błędów), a część komentuje, iż „działanie jest niejednoznaczne” – ludzie, to jest matematyka! Nie ma nic bardziej jednoznacznego (przynajmniej na tym poziomie – bo na uczelnianym robi się troszkę mętniej). Niedawno robiłam zakupy w osiedlowym sklepie – dwie ekspedientki miały problem z nabiciem na kasę 3 produktów (chleb, parówki i masło) – może kasa szwankowała; gorzej, że gdy zaczęły podliczać wynik w głowie, trzy razy podawały mi ile mam zapłacić i trzy razy były to egzotyczne kwoty (raz 78 zł, raz 56 zł, a w końcu 9,50 zł)… A to wszystko przykłady ludzi dorosłych, których jeszcze nie dotknęły ostatnie, a tym bardziej planowane reformy podstawy programowej…