31.12.2020
Pamiętne imprezy sylwestrowe Edka Sikory
O swoich dwóch niezapomnianych, niezwykle barwnych Sylwestrach opowiedział Śląskim Przebojom jeden z czołowych Artystów Śląskiej Sceny – Edek Sikora.
Edek Sikora
E.: Właściwie miałem dwa niezapomniane Sylwestry. Pierwszy z nich, to był Sylwester 1979/’80. Byłem umówiony z jakąś Dziewczyną, ale w końcu nie poszedłem, zaprosił mnie sąsiad – mój kolega. Nad ranem siedzieliśmy z właściwie obcym towarzystwem, by się „ochłodzić” po imprezie… W pewnym momencie powiedziałem na głos hasło „żyjemy w takim Kraju, w którym nic się nie dzieje… Jest taki spokój – kompletnie nic się nie dzieje”. Tymczasem za rok był już stan wojenny, a i w moim prywatnym życiu niedługo sporo zaczęło się dziać. [śmiech]
A drugi Sylwester 1999/2000 spędzony w pałacyku w Mosznej – tym razem już koncertowo. Miałem kolegę Tadzia – to był taki lekkoduch… [śmiech] wszystko zawsze traktował na luzie. W dniu wyjazdu (w Sylwestra) okazało się, że swój niezawodny samochód pożyczył koledze, a kolega dał mu w zamian swojego forda, który ledwie potrafił wjechać pod górkę. Tego dnia była piękna, słoneczna pogoda. Już na początek mieliśmy opóźnienie i już zaczęły się problemy – pojechaliśmy po drodze po wokalistkę do Rudy Śląskiej i nie mogliśmy wjechać pod górkę, bo zrobiło się ślisko (w tym momencie już mieliśmy 1,5 godziny opóźnienia). Rozpoczęliśmy nasza trasę… Mniej więcej w połowie – już na Opolszczyźnie – wjechaliśmy w mgłę i to taką, że musiałem wysiąść z samochodu i iść przed, macając nogą krawędź jezdni, by nie wjechać do rowu. Ostatecznie przyjechaliśmy na miejsce na 19:30, za pół godziny wszystko miało się zacząć. Oczywiście podjechaliśmy nie od tej strony, stróż musiał przecinać kłódkę, byśmy mogli wjechać z tej strony. Ostatecznie zaczęliśmy w miarę o czasie. Jakoś to wszystko szło, aż do 23:45, kiedy to nagle zabrakło prądu… Do godziny 1:00 organizowano agregaty, w końcu ruszyły, świat przeżył, a my graliśmy do około 2:00. Wtedy przyszli zagrać Cyganie, wszyscy goście poszli ich posłuchać i już oczywiście nie wrócili. To był niezwykle zwariowany Sylwester, który pamiętam do dzisiaj.
A drugi Sylwester 1999/2000 spędzony w pałacyku w Mosznej – tym razem już koncertowo. Miałem kolegę Tadzia – to był taki lekkoduch… [śmiech] wszystko zawsze traktował na luzie. W dniu wyjazdu (w Sylwestra) okazało się, że swój niezawodny samochód pożyczył koledze, a kolega dał mu w zamian swojego forda, który ledwie potrafił wjechać pod górkę. Tego dnia była piękna, słoneczna pogoda. Już na początek mieliśmy opóźnienie i już zaczęły się problemy – pojechaliśmy po drodze po wokalistkę do Rudy Śląskiej i nie mogliśmy wjechać pod górkę, bo zrobiło się ślisko (w tym momencie już mieliśmy 1,5 godziny opóźnienia). Rozpoczęliśmy nasza trasę… Mniej więcej w połowie – już na Opolszczyźnie – wjechaliśmy w mgłę i to taką, że musiałem wysiąść z samochodu i iść przed, macając nogą krawędź jezdni, by nie wjechać do rowu. Ostatecznie przyjechaliśmy na miejsce na 19:30, za pół godziny wszystko miało się zacząć. Oczywiście podjechaliśmy nie od tej strony, stróż musiał przecinać kłódkę, byśmy mogli wjechać z tej strony. Ostatecznie zaczęliśmy w miarę o czasie. Jakoś to wszystko szło, aż do 23:45, kiedy to nagle zabrakło prądu… Do godziny 1:00 organizowano agregaty, w końcu ruszyły, świat przeżył, a my graliśmy do około 2:00. Wtedy przyszli zagrać Cyganie, wszyscy goście poszli ich posłuchać i już oczywiście nie wrócili. To był niezwykle zwariowany Sylwester, który pamiętam do dzisiaj.