08.02.2018
Brygida i Robert Łukowski - wywiad cz.2
Rozmawiam z jednym z najpopularniejszych Zespołów naszej Sceny Muzycznej, a zarazem jednym z najpopularniejszych małżeństw na naszej Estrady – Brygida i Robert Łukowski.
Tym razem Brygida i Robert opowiedzieli nam o początkach swojej muzycznej drogi, zmianach w składzie Zespołu n przestrzeni lat oraz tym, jak pracuje im się na Scenie jako małżeństwu.
Tym razem Brygida i Robert opowiedzieli nam o początkach swojej muzycznej drogi, zmianach w składzie Zespołu n przestrzeni lat oraz tym, jak pracuje im się na Scenie jako małżeństwu.
- Jakie były początki Waszej przygody z muzyką? Już w dzieciństwie?
R.: Najpierw były wesela.
B.: Standardowo. Jak każdy zespół muzyki biesiadnej zaczynaliśmy od wesel, różnych imprez okolicznościowych. A zagłębiając się w dawniejsze czasy – jeśli chodzi o lata dziecięce, czy młodzieżowe – chodziłam na chór. Potem było trochę praktyki prywatnej – by dopieścić swoje umiejętności.
R.: Ja chodziłem na Dzieci Maryi, gdzie grałem.
B.: Standardowo. Jak każdy zespół muzyki biesiadnej zaczynaliśmy od wesel, różnych imprez okolicznościowych. A zagłębiając się w dawniejsze czasy – jeśli chodzi o lata dziecięce, czy młodzieżowe – chodziłam na chór. Potem było trochę praktyki prywatnej – by dopieścić swoje umiejętności.
R.: Ja chodziłem na Dzieci Maryi, gdzie grałem.
- Standardowo występujecie w czwórkę, ale czasami pojawiacie się też w szerszym składzie…
B.: Tak. To zależy od koncertu i tego, ile instrumentów jest na scenie. Mamy więc do tego basistę, gitarzystę.
R.: Ale raczej utrzymujemy 4-osobowy skład i tego nie zmienimy.
R.: Ale raczej utrzymujemy 4-osobowy skład i tego nie zmienimy.
- Obecnie coraz modniejsze stają się duety różnych wykonawców / zespołów z solistami. Czy myśleliście również o nagraniu jakiegoś duetu – z jakimś innym Zespołem czy Wykonawcą?
R.: Jeżeli chodzi o duet – zakładam, że sami jesteśmy już duetem. Jak to nazywam, jesteśmy samowystarczalni.
B.: Zgadza się. Więcej nam nie trzeba do szczęścia.
B.: Zgadza się. Więcej nam nie trzeba do szczęścia.
- Czy to, że jesteście małżeństwem pomaga Wam czy przeszkadza w pracy na scenie?
B.: To często zadawane pytanie. I tak jak zawsze będę powtarzać, że w naszym wypadku akurat bardzo pomaga. Mamy te same pomysły, mamy tę samą koncepcję, w tym samym kierunku idziemy. Więc, jeżeli ja czegoś nie wiem lub nie jestem zdecydowana, to Robert mi pomaga. I odwrotnie. I tak współdziałamy.
R.: Dokładnie. Jeden drugiego do niczego nie zmusza.
B.: To tylko dlatego, że zgadzamy się w tym, co robimy.
R.: Dokładnie.
R.: Dokładnie. Jeden drugiego do niczego nie zmusza.
B.: To tylko dlatego, że zgadzamy się w tym, co robimy.
R.: Dokładnie.
- Na scenie muzycznej obecni już jesteście od wielu lat. Jak postrzegacie nasz rynek muzyczny z perspektywy czasu? Ostatnio sporo się zmienia…
B.: Dużo się zmieniło. Gdy zaczynaliśmy, nie było takiego przesytu. Przynajmniej u nas, na Śląsku. Gdzie się zagrało, zawsze była pełna Publika. Był zupełnie inny odbiór muzyki. Dzisiaj – patrząc z innego punktu widzenia – chyba za dużo, za często i zbyt wiele. My z Robertem mamy to szczęście i przywilej, że gramy trochę w Centrum Polski i na Północy Polski. Tam jeszcze tego nie ma. Tam wychodzi się na scenę i jest „wow”.
R.: Ale za to mamy dużo znajomych wśród muzyków. Nowi przychodzą i znów się kogoś poznaje.
B.: To jest ta przyjemna strona.
Wkrótce dalszy ciąg wywiadu
R.: Ale za to mamy dużo znajomych wśród muzyków. Nowi przychodzą i znów się kogoś poznaje.
B.: To jest ta przyjemna strona.
Wkrótce dalszy ciąg wywiadu