28.07.2022
Joanna i Kamil - wywiad cz.3
Po długiej przerwie wracam dziś do rozmowy z popularnym Duetem, obecnym na naszej scenie od kilku lat, kojarzonym z operetką oraz pewnym niebanalnym projektem związanym z naszym rynkiem, prowadzących też przez 2 lata Galę Życzeń w Telewizji TVT – mowa oczywiście o Duecie Joanna i Kamil, który tworzy Joanna Wojtaszewska i Kamil Roch Karolczuk.
Tym razem Joanna i Kamil opowiedzieli Śląskim Przebojom jak czuli się w roli Prowadzących własny program telewizyjny, skąd wziął się pomysł na produkcję, jak też opowiedzieli o początkach swej przygody z muzyką.
Tym razem Joanna i Kamil opowiedzieli Śląskim Przebojom jak czuli się w roli Prowadzących własny program telewizyjny, skąd wziął się pomysł na produkcję, jak też opowiedzieli o początkach swej przygody z muzyką.
Joanna i Kamil
- Przez niemal 2 lata mieliście okazję sprawdzać się również w roli prowadzących telewizyjną Galę Życzeń. Jak czujecie się w roli prowadzących? Skąd pomysł na program w tej formule? Pomysł – jak na koncert życzeń – jest bardzo nietypowy.
K.: Czy nietypowy? Może zacznę od siebie – od wielu lat fascynuję się tematyką psychologii osiągnięć. W tej tematyce spisuje się pewne cele na kartce – po prostu to, na czym człowiekowi zależy. Kilka lat temu zapisałem sobie prowadzenie programu w telewizji. To właściwie dosyć pokrewne z tym co robimy, bo przecież występujemy na scenie, prowadzimy koncerty – dlaczego więc nie spróbować w programie telewizyjnym? Właściwie tylko to napisałem i nic więcej nie robiliśmy w tej kwestii, a rok temu dostaliśmy właśnie propozycję prowadzenia programu telewizyjnego. Z czego bardzo się ucieszyliśmy…
J.: … no i jesteśmy. Z Telewizją TVT nasza współpraca zaczęła się 8 marca ubiegłego roku, gdy występowaliśmy na dwóch koncertach telewizyjnych z Telewizją TVT w Czerwionce-Leszczynach. Po koncercie mieliśmy telefon z Telewizji, z zaproszeniem na spotkanie do Rybnika, bo chcieliby z nami porozmawiać. Zaproponowano nam, czy chcielibyśmy poprowadzić koncert życzeń, wtedy noszący tytuł Życzeń moc. Pozytywnie nas to zaskoczyło. Na początku miałam opory, Kamil miał już wcześniej doświadczenia z telewizją, ja nie miałam.
K.: Byłem reporterem telewizyjnym w jednej z telewizji – ale w starych czasach.
J.: Miałam więc duże opory, a pierwszy odcinek był dla mnie koszmarem. Byłam tak zestresowana, że nawet pierwszy raz w życiu ubrałam białą koszulę – sama nie wiem dlaczego. [śmiech] Był to nasz testowy odcinek, zrealizowany z okazji Dnia Matki. Program zaczęliśmy właściwie prowadzić od 1 lipca. Tak więc w maju był program testowy, my mieliśmy przerwę, a poprzedni Prowadzący żegnali się. My potraktowaliśmy program jako nowe doświadczenie.
K.: Nie było tak źle – obycie przed kamerą już miałaś, przecież występowaliśmy już podczas koncertów telewizyjnych…
J.: Tak, ale niewielkie…
K.: Właściwie tak – i to nieco z drugiej strony, bo teraz to my musimy zadawać pytania.
J.: Sama generalnie bardzo lubię, kiedy coś jest na żywo. Ma się poczucie bezpośredniej relacji z Widzem. Tu musieliśmy opracować schemat, wg którego będziemy pracować. Nie lubię schematów, ale jakiś szkielet musiał być… A skąd taki pomysł? Chciałam, by przy okazji tego, że Widzowie zamawiają życzenia, było w programie coś ciekawego – jakiś dodatek. A z racji tego, że na Śląsku jest mnóstwo zdolnych ludzi – bo w naszym programie pojawiają się przecież nie tylko osoby, które śpiewają, ale bardzo często jest to ktoś, kto np. inspiruje… Chcieliśmy pokazać fajnych ludzi – mniej lub bardziej znanych, chcieliśmy pokazać piękne miejsca na Śląsku, których jest bardzo dużo, a przy okazji, by to był dodatek do tych pięknych życzeń i do piosenek.
J.: … no i jesteśmy. Z Telewizją TVT nasza współpraca zaczęła się 8 marca ubiegłego roku, gdy występowaliśmy na dwóch koncertach telewizyjnych z Telewizją TVT w Czerwionce-Leszczynach. Po koncercie mieliśmy telefon z Telewizji, z zaproszeniem na spotkanie do Rybnika, bo chcieliby z nami porozmawiać. Zaproponowano nam, czy chcielibyśmy poprowadzić koncert życzeń, wtedy noszący tytuł Życzeń moc. Pozytywnie nas to zaskoczyło. Na początku miałam opory, Kamil miał już wcześniej doświadczenia z telewizją, ja nie miałam.
K.: Byłem reporterem telewizyjnym w jednej z telewizji – ale w starych czasach.
J.: Miałam więc duże opory, a pierwszy odcinek był dla mnie koszmarem. Byłam tak zestresowana, że nawet pierwszy raz w życiu ubrałam białą koszulę – sama nie wiem dlaczego. [śmiech] Był to nasz testowy odcinek, zrealizowany z okazji Dnia Matki. Program zaczęliśmy właściwie prowadzić od 1 lipca. Tak więc w maju był program testowy, my mieliśmy przerwę, a poprzedni Prowadzący żegnali się. My potraktowaliśmy program jako nowe doświadczenie.
K.: Nie było tak źle – obycie przed kamerą już miałaś, przecież występowaliśmy już podczas koncertów telewizyjnych…
J.: Tak, ale niewielkie…
K.: Właściwie tak – i to nieco z drugiej strony, bo teraz to my musimy zadawać pytania.
J.: Sama generalnie bardzo lubię, kiedy coś jest na żywo. Ma się poczucie bezpośredniej relacji z Widzem. Tu musieliśmy opracować schemat, wg którego będziemy pracować. Nie lubię schematów, ale jakiś szkielet musiał być… A skąd taki pomysł? Chciałam, by przy okazji tego, że Widzowie zamawiają życzenia, było w programie coś ciekawego – jakiś dodatek. A z racji tego, że na Śląsku jest mnóstwo zdolnych ludzi – bo w naszym programie pojawiają się przecież nie tylko osoby, które śpiewają, ale bardzo często jest to ktoś, kto np. inspiruje… Chcieliśmy pokazać fajnych ludzi – mniej lub bardziej znanych, chcieliśmy pokazać piękne miejsca na Śląsku, których jest bardzo dużo, a przy okazji, by to był dodatek do tych pięknych życzeń i do piosenek.
- Wróćmy jeszcze do początków Waszej kariery muzycznej – jak to się wszystko zaczęło? Czy wywodzicie się z Rodzin z tradycjami muzycznymi?
J.: U mnie było tak, że w przedszkolu, na lekcjach rytmiki, miałam fantastyczną Panią, którą do teraz widzę – nie pamiętam, jak się nazywa, choć, gdybym przeczytała nazwisko, wiedziałabym, że to jest Ona… Pani od rytmiki wezwała moją Mamę i powiedziała, „proszę coś zrobić z tą dziewczynką, bo ona tak głośno śpiewa, przewodzi, bierze dzieci za rączkę i prowadzi jako kierowniczka…”. Wtedy Mama zapisała mnie do szkoły muzycznej na egzaminy, ale ja bardzo nie chciałam chodzić do szkoły muzycznej – byłam przecież w przedszkolu. A kiedyś dzieciństwo dzieci wyglądało inaczej. Nie chciałam chodzić na żadne zajęcia, chciałam po prostu biegać po lesie, skakać po drzewach, budować bazy w lesie i nie chodzić na zajęcia w czasie, gdy wszystkie moje koleżanki się bawiły na dworze na kocykach lalkami Barbie, wózkami, lalkami-bobasami itd. Gdy miałam dwanaście lat sama od siebie postanowiłam, że chciałabym chodzić do szkoły muzycznej i grać na gitarze. Do szkoły muzycznej dostałam się od razu – chyba nawet na pierwszym miejscu, bo słuch muzyczny miałam od zawsze. U mnie w rodzinie dużo się śpiewało i muzykowało. Świętej pamięci Dziadek grał na harmoszce, czy akordeonie. Mój Tata zawsze mi śpiewał… Nawet idąc na spacer zawsze śpiewaliśmy, układaliśmy rymowanki. Zawsze bardzo to lubiłam – mój Tata zaczynał historię, a ja rymując kończyłam. Może dlatego też mam łatwość w pisaniu tekstów. Ta fantazja jakoś była pobudzona od zawsze. Moja Mama chodziła do chóru kościelnego, Babcia do dzisiaj śpiewa w Zespole Ludowym, z Koła Gospodyń Wiejskich – w Marzankach w Ornontowicach. Wszyscy zawsze śpiewali, choć nikogo stricte zajmującego się muzyką nie mam w Rodzinie. Tak po szkole muzycznej, po nauce na gitarze, widząc Dziewczyny, które były starsze ode mnie i uczyły się wokalu, wiedziałam, że już nie chcę grać na gitarze, ale chcę mieć te piękne suknie, pomalowane usta i chcę już śpiewać. [śmiech] To wszystko bardzo mi się podobało i na drugim stopniu, gdy już mogłam (bo miałam 16 lat), poszłam na śpiew, a potem była Szkoła Operowa Aleksandra Teligi, gdzie mieliśmy już stricte zajęcia praktyczne, było na szczęście już mało teorii. Tym samym mogłam od najmłodszych lat powoli zyskiwać obycie ze sceną.
K.: Mój Dziadek był górnikiem, mój Ojciec był górnikiem, ja też miałem być górnikiem. Na szczęście nie jestem – bo zdecydowanie nie chciałem. [śmiech] Rodzice chyba chcieli, żeby tak było – bo to stabilna, dosyć pewna praca na Śląsku, są jej korzenie, pewne znajomości. W pewnym momencie swojego życia, gdy miałem 10 lat sam chciałem iść na naukę gry na fortepianie – Mama zapisała mnie na te zajęcia, na które uczęszczałem 4 lata. W tym samym czasie, w wieku około 10 lat byłem w operze – nauczycielka śpiewu wręcz zmuszała nas do tego wyjścia, przecież dla 10-letniego dziecka to wydaje się czymś strasznie nudnym, no – ale jakoś nas zmusiła. Widowiskiem okazała się Traviata Verdiego. Na scenie Juliusz Ursyn Niemcewicz w roli Alfredo śpiewał pięknie Traviatę. Wychodząc ze spektaklu wiedziałem już, że będę tenorem.
J.: Tylko tenor może sobie założyć, że będzie tenorem. [śmiech] Można sobie założyć, że będzie się śpiewakiem – nie basem, czy barytonem. Ale Kamil od razu założył, że będzie tenorem…
K.: Gry na fortepianie uczyłem się u śpiewaczki operowej, która też prowadziła lekcje śpiewu klasycznego. Przychodziła tam też uczyć się śpiewu pewna sporo starsza ode mnie Dziewczyna – która obecnie jest solistką w operze w Bytomiu; bardzo podobał mi się Jej śpiew i zacząłem się interesować śpiewem operowym.
c.d.n.
K.: Mój Dziadek był górnikiem, mój Ojciec był górnikiem, ja też miałem być górnikiem. Na szczęście nie jestem – bo zdecydowanie nie chciałem. [śmiech] Rodzice chyba chcieli, żeby tak było – bo to stabilna, dosyć pewna praca na Śląsku, są jej korzenie, pewne znajomości. W pewnym momencie swojego życia, gdy miałem 10 lat sam chciałem iść na naukę gry na fortepianie – Mama zapisała mnie na te zajęcia, na które uczęszczałem 4 lata. W tym samym czasie, w wieku około 10 lat byłem w operze – nauczycielka śpiewu wręcz zmuszała nas do tego wyjścia, przecież dla 10-letniego dziecka to wydaje się czymś strasznie nudnym, no – ale jakoś nas zmusiła. Widowiskiem okazała się Traviata Verdiego. Na scenie Juliusz Ursyn Niemcewicz w roli Alfredo śpiewał pięknie Traviatę. Wychodząc ze spektaklu wiedziałem już, że będę tenorem.
J.: Tylko tenor może sobie założyć, że będzie tenorem. [śmiech] Można sobie założyć, że będzie się śpiewakiem – nie basem, czy barytonem. Ale Kamil od razu założył, że będzie tenorem…
K.: Gry na fortepianie uczyłem się u śpiewaczki operowej, która też prowadziła lekcje śpiewu klasycznego. Przychodziła tam też uczyć się śpiewu pewna sporo starsza ode mnie Dziewczyna – która obecnie jest solistką w operze w Bytomiu; bardzo podobał mi się Jej śpiew i zacząłem się interesować śpiewem operowym.
c.d.n.